poniedziałek, 6 maja 2013

Biwak, Stary Kraków 27 - 29.04.13

      No więc biwak... Nowe zastępy, my + 3 inne zastępy, SZ 91 Wilk i SZ Orzeł z Kamienia Pomorskiego oraz SZ Bóbr z Sopotu. Był również nowy przyboczny, Jaś. Od nas pojechałem ja, Przemek, Daniel, Kuba i Kordian.
      Gdy wsiedliśmy do samochodu przy dworcu zaczęło lać, a gdy dojechaliśmy pod jakiś stary kościół wysiedliśmy i początkowo nie wiedzieliśmy jak dojść na miejsce. Druh nie mógł dodzwonić się do ks. Bartka bo zasięg słaby, ale w końcu się dodzwonił i po kilku minutach ksiądz podjechał po nas. Po chwili byliśmy na miejscu.
      Duża polana, a przy bramie wielka stodoła, w której mamy spędzić noc. Szybko przebraliśmy się w suche rzeczy, wspólna modlitwa i do spania!
      Wstaliśmy jakoś przed 10, zjedliśmy śniadanko, rozbiliśmy namioty i poszliśmy na "prywatną" Mszę Świętą.
      Po Mszy, każdy zastęp otrzymał grę do przygotowania, a jako że z Bobra były tylko 2 osoby, dołączyli oni do nas. I tak:
- SZ Wilk - "Skarb i azymut" - Polegała ona na przejściu odpowiedniej ilości kroków na dany azymut, a na koniec powinno się dojść do określonego miejsca, "skarbu".
- SZ 91 Orzeł - "Labirynt" - Był ułożony "labirynt", jedna osoba z zastępu zakładała opaskę na oczy i stawała na jego początku. Druga osoba z zastępu kierowała tą osobą, ale dla utrudnienia - kierunkami świata. Oczywiście na czas.
- SZ 93 Wilk - "Lisia nora" czyli bieg z szyframi - Konkurencja również na czas. Jest umieszczona kartka, a na niej zaszyfrowana instrukcja, jak dojść do kolenego punktu. Początkowo szyfry były łatwe, ale dalej... Zastępy miały problem, więc im po podpowiadałem, druh i Jaś jakoś przebrnęli(ale im też musiałem raz pomóc :D ). Mieli problemy dlatego, że my mieliśmy Ksiegę Szyfrów, a oni - nie :p
      Po grach obiad, pierwszy, który nam nie wyszedł (ryż był niedogotowany).
      Gdy wszyscy zjedli, z większym lub mniejszym smakiem, każdy zastęp dostał mapę ze strzałką, która wskazywała kierunek wędrówki. Na drzewach przy drodze w odległości 10 - 30m były porozwieszane tasiemki z numerami od 1 do chyba 25. Do tasiemek były dołączone pytania nt. Akcji pod Arsenałem.
      Szybko się zbieramy i biegiem. Liczy się czas! Po ok. 30 minutach byliśmy z powrotem z 22 karteczkami. No i znów, szybko odpowiadamy, bo się ściemnia. Poprawnie odpowiedzieliśmy na jakieś 17 pytań, za to otrzymaliśmy mąkę, taśmę i chusteczki. Z tego zrobiliśmy granaty.
      OK. Wszystko gotowe, druh nas woła. Od niego dowiadujemy się, że rozpoczyna się Akcja pod Arsenałem, a my jesteśmy gestapo. Oczywiście poruszenie i sprzeciwy, bo dlaczego to my mamy być tymi złymi? Za zadanie mieliśmy dojść z Rudym (był nim ks. Bartek) na koniec wąwozu ( jakieś 2km od obozu) i tam przesłuchać Rudego, zbudować nosze i przetransportować go na nich za bramę naszego obozu. Wzięliśmy latarki, sznurek, Rudego i poszliśmy.
      Rudy już na samym początku zaczął dopisywać, więc związaliśmy mu ręce. Jeszcze kilka razy próbował zwiać, ale nie dał rady. Po drodze wzięliśmy 2 żerdki na nosze. Gdy doszliśmy na miejsce było już ciemno.
      Trzech stało z latarkami na czatach, Kordian trzymał Rudego, Kuba Sz próbował wydobyć z niego jakieś info, a ja robiłem nosze. Postanowiłem zrobić trójkątne bo nie było innych żerdek. Gotowe. Rudego przywiązujemy do noszy i idziemy.
      Po jakiś 500 metrach zaczęliśmy się kłócić. Winne temu było zmęczenie, stres, ciemności i strach z obawy, że w każdej chwili mogli wyskoczyć Polacy. No i Rudy był taaaaki ciężki xD Siedzieliśmy tak z 10 minut, w końcu doszedłem do wniosku, że nie możemy przecież tak tu siedzieć, więc zrobimy tak: zostawiamy Rudego i idziemy. Jeśli przeżyjemy, wrócimy po niego. I tak zrobiliśmy.
      Szliśmy szybkim tempem, na Polaków natknęliśmy się jakieś 300 metrów od bramy obozowej. Chowali się. Myśleli, że nas zaskoczą, ale nie z nami te numery. Nie mieli szans się ukryć przed moimi latarkami z zoomem :D Mieliśmy ubaw z chłopaka, który ubrał kurtkę z odblaskami. Nazwaliśmy go Pan Odbalsk xD Zaczęli się wycofywać, ale po chwili Polacy stanęli przed nami w szeregu i zaczęli nas obsypywać granatami. Nie pozostaliśmy dłużni i dodatkowo zastosowaliśmy pozorowane ataki (szaaarżaaaa!). Dzięki temu wypchnęliśmy ich na polane, która była przed bramą.
      Tam rozpoczęła się prawdziwa walka, polegająca na zerwaniu taśmy życia z ramienia (papier toaletowy przyklejony taśmą). My, gestapowcy, mieliśmy po 2 życia, bo było nas dużo mniej. Z Polaków 2 życia miał tylko Jasiu, jako że był ich dowódcą. Akcja potoczyła się na opak do tej prawdziwej. Gestapo przetransportowało Rudego na miejsce i zwyciężyliśmy. A to dzięki taktyce :p
      Byłbym zapomniał, Rudy kilka razy nas przyprawiał o zawał, bo krzyczał w najmniej odpowiednich momentach, a do tego przecinał sznurki, którymi go wiązaliśmy (do dziś nie wiemy, gdzie miał nóż).
      Niedziela. O której wstaliśmy? Nie wiem. Zjedliśmy śniadanie, szybkie pakowanie rzeczy i biegiem do kościoła. Msza jak msza, z tym, że ksiądz nie omieszkał wspomnieć o naszym niedogotowanym ryżu z wczoraj ;p Po Mszy apel kończący obóz oraz uznanie SZ Wilk. Teraz już SZ 108 Wilk. Zaraz po Apelu szybko do samochodów i na Dworzec, a stamtąd prosto do Gdyni ;)


z. Adam Szczuko
PS: Było super, dzięki chłopaki :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz