sobota, 5 maja 2012

I po harcach...

Na harcach było super, no po za pogodą, ale do niej to chyba szczęścia nie mamy. Jak nie śnieg to 30 stopni, więc upał nie do wytrzymania. Najpierw z Gdyni z Adrianem do Bydgoszczy, a potem wymiana, druh Adrian na druha Michała. Droga do W-wy w miarę szybko upłynęła, potem przesiadka na pociąg do Góry Kalwarii, w pociągu było małe urozmaicenie, bo cały czas ktoś musiał zamykać drzwi które się nie zamykały :D Po dotarciu na "górę" plecaki powrzucaliśmy do aut i cóż, z buta 7km! Ja wziąłem szybszą grupę i pobiegliśmy, spotkaliśmy po drodze kilkunastu dresów, z czego z jedną grupą była wesoła rozmowa. ;p Po przebiegnięciu około 3km podwiózł nas opiekun Orłów. Na miejscu byliśmy po 23, po szybkim rozłożeniu namiotu poszliśmy wszyscy spać, z czego Bartek i Kordian wyrazili chęć spania pod gołym niebem.
Pierwszego dnia było wiele spraw organizacyjnych, msza, i zajęcia w obrębie harców, obiad, znowu harce, kolacja, ognisko i spanie + udar słoneczny. 
Niedziela wyglądała praktycznie identycznie z tym że Aspiryna pomogła i byłem zdrów jak ryba ;). 
W pon po śniadaniu wymarsz pod "Zbaraż" czyli zamek w Czersku. Droga była męcząca ale daliśmy rade dojść. Sama bitwa, (i tu cały zastęp był zgodny) była beznadziejna, totalna klapa. I małą zmiana w biegu historii bo bitwa zakończyła się remisem :/ Powrót minął szybciej i milej, gdy dotarliśmy zrobiliśmy obiad, ok. 16:30 odbyła się msza. Potem już mieliśmy czas wolny aż do 21 kiedy musieliśmy pójść do Kaplicy po Medaliki Św. Benedykta. No i dalej wolne! Znaczy zastęp miał bo ja musiałem iść na Sąd Honorowy. 
We wtorek sprzątanie i ostatni apel harców. Przed apelem był jeszcze apel Naszej drużyny na którym to Andrzej, Kuba, Adam, ja oraz kilku innych chłopaków złożyło przyrzeczenie. Mi cały tekst z głowy wyleciał, ale chyba nikt nie słyszał jak mi druh podpowiada :D No i Nasz zastęp dostał 2 wstążki! Jakąś godzinę później załadowaliśmy się do autokaru z, hmm teraz nie pamiętam, na pewno była to 7 ale nie wiem czy Warszawska...  Na dworcu okazało się że mamy 7 min do pociągu więc biegiem na peron. Droga z powrotem zleciała jeszcze szybciej. W Bydgoszczy druh wysiadł, zostawiając wszystkich pod moją opieką, ale nikt nie zginął i dojechaliśmy bezpiecznie do domu. :D


z. Adam Szczuko

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz